z cyklu"(bez?)SENSOWNA SZKOŁA
Wysypały się teksty na temat edukacji, wyrosły jak grzyby po deszczu lub ciasto w makutrze. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej nie do końca, bo jak za nimi nadążyć? Jakie wyciągnąć wnioski? - W lepszych szkołach przemoc jest bardziej wysublimowana. Może nie ma bicia, ale jest wykluczenie. Znam przykład dziewczynki zaszczutej przez grupę ze złotej warszawskiej dzielnicy tylko dlatego, że jej rodziców nie stać było na określone ubranie - mówi prof. Mariusz Jędrzejko, widzę na stronie Gazety Wyborczej. Od razu pojawiają się telefony: Bezpłatne całodobowe wsparcie dla osób dorosłych, doświadczających kryzysu psychicznego: czat 116sos pl, tel. 116 123, Antydepresyjny Telefon Zaufania Fundacji ITAKA: 22 484 88 01, Telefon Zaufania dla Mężczyzn: 608 271 402, Całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę: czat 116111 pl, tel. 116 111, Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka 800 12 12 12. - Piotr Brzózka: Piotrków Trybunalski wciąż przeżywa samobójczą śmierć 15-letniego Wojtka. Wiele osób twierdzi, że wcześniej chłopiec mógł paść ofiarą przemocy ze strony rówieśników. Prokuratura bada ten wątek. Ale też mówi się o innych uwarunkowaniach tragedii, pozaszkolnych, bardziej osobistych. Pracuje pan w tym mieście, z pewnością więc odbiera różne sygnały. Co dziś można odpowiedzialnie powiedzieć o sprawie? - Prof. Mariusz Jędrzejko: - To, że jest ona przedmiotem licznych komentarzy i domniemywań. Moi koledzy i koleżanki, którzy są pedagogami, obawiają się, czy sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan. Bo pojawiają się w mieście informacje, że chłopiec był ofiarą hejtu ze strony dwóch rówieśników, dzieci osób w Piotrkowie znanych. I tego nie mówią ludzie, którzy nie znają się na rzeczy. To są zawodowcy. Generalnie natomiast trzeba szukać odpowiedzi na pytanie: dlaczego regularnie podejmujemy temat śmierci młodych ludzi, natomiast nie dociekamy istoty zjawiska? Czy to będą dziewczynki w Lublinie i Warszawie, czy chłopiec w Piotrkowie, mówimy zazwyczaj o skutkach, widzę na stronie portalu. - W piotrkowskiej uczelni pracuję od półtora roku. Wspólnie z dyrektor instytutu zwracamy się do naszego rektora, mówiąc o realnych problemach wśród studentów, w tym myślach samobójczych, alkoholizmie i innych uzależnieniach. Potrzebujemy dla nich pomocy psychospołecznej. Nie chcemy tego robić sami, wolimy, żeby kogoś zatrudniono. I od dwóch miesięcy nie mam odpowiedzi na nasze pismo. Jest zatrważające, że w człowieku może być tak mało empatii i tak wiele niezrozumienia problemów psychospołecznych - mówi profesor. - Życie współczesnych nastolatków w dużej mierze toczy się poza szkołą, a nawet poza światem realnym. A ten wirtualny często okazuje się jeszcze bardziej niebezpieczny, choćby z tego względu, że trudniej jest dostrzec zjawiska takie, jak hejt. - Nieprawda. My po prostu nie chcemy tego dostrzegać. Kluczowym elementem mojej pracy są cyber-zaburzenia. Zajmuję się ludźmi nadużywającymi oraz ofiarami technologii cyfrowych i wirtualnych sieci społecznych. Gdybyśmy tylko przyjęli zasadę, że wszystkie telefony dzieci i młodzieży do 18. roku życia mają wgrane i aktywne programy kontroli rodzicielskiej, nie mielibyśmy przynajmniej połowy występujących patologii, czytam na stronie portalu. - Co robi system? Ministerstwo, Sejm, systematycznie zaostrzają prawo. Ale to nie jest nic warte. Te wszystkie kamilkowe ustawy nie dają nic. Dlaczego? Dlatego, że nie ma systemowej profilaktyki i edukacji. Mamy tylko reakcje, gdy coś się w Polsce stanie. Jeśli ktoś umrze po narkotykach albo kogoś zabiją, mówimy o tym, ale mija kilka tygodni i rzeczywistość wraca do tego samego poziomu. Czyli do niczego - twierdzi prof. Mariusz Jędrzejko. - Świat najbardziej efektywnie można zmieniać poprzez zwiększanie świadomości, a nie karanie. A jeśli chodzi o same kary, kluczowa jest nieuchronność poniesienia odpowiedzialności przez sprawcę. Dziś mamy uchronność. Sprawy trwają miesiącami i wszystko się rozmywa. Ten system jest chory, widzę na stronie GW.
Mam wrażenie, że ciągle mówimy o tym samym. Niby wszystko wiemy, ale nie dzieje się nic. Udajemy, że cokolwiek działa, choć tak naprawdę w jakimś sensie nie działa nic w ujęciu systemowym. Gdy nieustannie czytamy o przemocy rówieśniczej, nie pracujemy nad systemowym tutoringiem, który mógłby budować przestrzeń zaufania. Nie przyznajemy się, że nie panujemy nad zagrożeniami, które istnieją w świecie młodych. Gdy świat próbuje ograniczyć obecność smartfonów w szkołach, my nawet tego nie potrafimy zrobić. Udajemy, że technologie są tylko super, gdy w dużej mierze wciągają młodych (i nie tylko) w świat pełen ciemności.
- Zamiast tracić energię na ciągłe szukanie haków na placówki niepubliczne, warto usiąść do stołu i zacząć rozmawiać. Zamiast obrzucać się błotem, warto uznać, że wypełniamy swoją rolę w obszarach, w których szkoły publiczne nie dały rady - mówi Agnieszka Więcek, prezeska Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szkół Niepublicznych, donosi GW. - Nauczyciel w szkole niepublicznej zarabia nawet 10 tys. zł na rękę: Płacimy więcej, oczekujemy więcej - tak brzmi nagłówek, wobec którego od razu trzeba się odnieść. Nie w każdej szkole niepublicznej. W niektórych szkołach niepublicznych nauczyciele zarabiają mniej niż w publicznych. - Uczniowie, którzy trafiają do szkół niepublicznych, opowiadają, czego doświadczyli w przeludnionych publicznych szkołach. Mówią o braku reakcji na przemoc, o swojej niechęci chodzenia do szkoły, o strachu przed popełnieniem błędu, żeby nie zostać wyśmianym. Z całą stanowczością mogę powiedzieć, że tworząc mniejsze placówki, mamy określoną wizję wartości, którą budujemy i realizujemy wspólnie. Najważniejsze jest dla nas zbudowanie relacji z dzieckiem i jego rodzicami, czytam na stronie portalu. Dodajmy: w niektórych niepublicznych szkołach nie dzieją się cuda, nie ma tak dobrze, jak może wynikać z tego tekstu. Nadal jest przemoc, wulgarność, kompletny spadek motywacji wśród ludzi młodych do robienia czegokolwiek. Z kolei w części szkół publicznych wydarzają się rzeczy piękne. Oczywiście, systemowy rozkład edukacji publicznej jest oczywiście faktem. W szkołach niepublicznych o wiele częściej stawia się na systemowy tutoring, na pracę projektową, na interdyscyplinarne koncepcje. Jednocześnie często są to szkoły bardzo drogie, więc w rezultacie rośnie rozwarstwienie edukacyjne. Mamy edukację co najmniej dwóch prędkości, ale z bliżej nieznanych powodów niewiele w tej sprawie się dzieje.
- Mam wrażenie, że polski nauczyciel to taka stara szkapa zaprzężona do bryczki jadącej do Morskiego Oka. W tej bryczce zamiast 14 osób siedzi 30. Szkapa mozolnie je ciągnie, aż w końcu usłyszała, że teraz będzie jej lepiej. Dlaczego? Bo nad Morskim Okiem powstanie nowe, piękne schronisko. Profil absolwenta. Tylko to nowe schronisko nic jej nie da - komentuje w rozmowie z RadioZET pl Jarosław Pytlak, dyrektor warszawskiej szkoły, widzę na stronie portalu. - Na biegunie frustracji, pogrążeni w apatii. Obserwuję działania obecnego rządu, który na sztandarach miał podsuwane przez edukacyjne ruchy hasła typu: docenić nauczycieli, uwolnić edukację od polityki. Uwolnienie od polityki się nie udało, bo wystarczy spojrzeć na to, co stało się z edukacją zdrowotną. Docenienie nauczycieli sprowadzone zostało do tego, że dostali jednorazowo więcej kasy, a potem? Nieszczęsne prace domowe są sztandarowym przykładem wotum nieufności wobec nauczycieli, mówi dyrektor Pytlak. - Nauczyciele uginają się pod ciężarem ogromnej liczby problemów rozwojowych dzieci, ich specjalnych potrzeb edukacyjnych. Pięć lat temu miałem w szkole kilkoro dzieci z orzeczeniem, teraz wielokrotnie więcej. Poza tym dzisiaj młodzież nie bardzo jest chętna do tego, żeby się kształcić, żeby współpracować. - I wszystko byłoby w porządku, gdyby ktoś powiedział: drogie dzieci uczcie się jak chcecie, ale wasze efekty kształcenia są waszym problemem. Natomiast pozwoliliśmy na brak poczucia odpowiedzialności u nich, obowiązku wobec instytucji edukacyjnej, ale nie zwolniliśmy tej instytucji z pełnej odpowiedzialności za naukę ucznia. Stąd nauczyciele się frustrują, bo mają nauczyć, są z tego rozliczani, a tak naprawdę bywają bezsilni, czytam na stronie rozgłośni.
Być może to jest jeden z kluczowych problemów. Ogłosiliśmy, że jakiekolwiek wymagania to przemoc, więc robimy wiele, żeby tej domniemanej przemocy uniknąć. Później i tak w rezultacie wszyscy są rozliczani z wyników egzaminacyjnych, na które CKE nie ma mądrego pomysłu. Startujemy w rankingach, bierzemy udział w złej rekrutacji do szkół średnich, która w sporej części oparta jest na fałszywych ocenach. W jakiś sposób wszyscy się wypalamy, staramy się wypełnić sprzeczne oczekiwania, nie wiemy, dokąd tak naprawdę zmierzamy, bo kółka absolwenta za trzy miliony złotych nie są żadnym celem. - Na koniec możemy mimo wszystko wskazać największą zaletę polskiej szkoły? Jest taka? - pyta Aleksandra Pucułek. - Po prostu jest. Jak ktoś za bardzo narzeka przy mnie na szkołę, to mówię: idź do pierwszej z brzegu podstawówki, wejdź na przerwę i zobacz, że dzieci z uśmiechem biegają po korytarzu, a nauczyciel nie przechadza się z kańczugiem, tylko też z uśmiechem. I to jest to, co można uznać za łyk optymizmu, mówi dyrektor Pytlak.
I co z tym wszystkim zrobić? Czy nawałnica artykułów na temat oświaty coś zmieni? Czy ministra od przejęzyczeń czyta te wszystkie teksty? Czy IBE od ekspresowej reformy śledzi wydarzenia? Nie wiem. Piję drugą kawę, mam serdelki z przeceny na drugie śniadanie, żeby oszczędzać. Za chwilę wejdę w rytm zajęć, wrócę dopiero wieczorem, dowiemy się, że artykuły o edukacji są w punkt, ale społeczny punkt widzenia nie ulegnie zmianie.
za: https://www.facebook.com/pawel.lecki79
Dostęp zdnia 5lutego 2025